Prolog

    Kilka lat temu, obejrzawszy jeden z odcinków kanału podróżniczego na YT (link) pojawiła mi się w głowie idea przejścia dłuższego szlaku w górach, najlepiej kilkudniowego, z noclegami codziennie w innym miejscu. Pomysł ten przez kilka ostatnich lat pojawiał się i na chwilę znikał, aż przyszedł rok 2023 i padła decyzja, aby marzenie o przejściu długodystansowego szlaku pieszego w końcu zrealizować.  
     
Tak wizję szlaku długodystansowego pokonywanego w górach przez łysego człowieka z plecakiem i kijkami, wyobraża sobie AI. Wygenerowane przy pomocy Adobe Firefly
 
    Najbardziej znane są w Polsce dwa szlaki długodystansowe: GSB (Główny Szlak Beskidzki) i GSS (Główny Szlak Sudecki). Ten pierwszy ze względów czasowych i logistycznych był dla mnie na tamten czas nieosiągalny, pozostał na liście ten drugi. Wiele na początku tego roku czytałem, rozmawiałem z ludźmi, pytałem i dochodziłem do jednego wniosku - GSS to w ⅓ swojej długości po prostu asfalt. Całkowicie rozmijało się to z moją wizją przyjemnego dreptania po leśnym, żwirowym czy trawiastym podłożu zdecydowanie lepiej tolerowanym przez moje kolana. I nie rekompensują tego widoki, które towarzyszą na trasie przez 440 kilometrów.

    Wiele osób karci Youtube’a za swoje algorytmy śledzenia i zbierania o nas informacji, a to właśnie poniekąd dzięki niemu trafiłem na kanał ‘Zieloni w Podróży’, w którym Mateusz - jego autor, opisuje w formie kilkunastu odcinków (link) przejście alternatywnej trasy GSS, trochę niepozornie nazwanej GSS 2.0. Trasa tego projektu została poprowadzona przez większą część polskich Sudetów, zaczyna się w Bardzie, kończy w okolicach Świeradowa Zdroju, liczy 516 kilometrów i w zdecydowanej większości prowadzi przyjemnymi nieutwardzonymi szlakami górskimi i leśnymi duktami, prawie w całości po istniejących szlakach turystycznych wytyczonych przez PTTK.Wybór zatem padł na GSS 2.0 (https://www.gss2.pl/).

Grafika pobrana ze strony: https://www.gss2.pl/

Przebieg szlaku
Interaktywny podgląd trasy: GSS 2.0
(dzięki firmie Poltrax)

    Na trasę zdecydowałem się iść bez śpiwora i namiotu, ale nie dlatego, że nie chcę obcować z przyrodą w pełni. Wygrała tutaj po prostu wygoda, czyli normalna łazienka, wygodne (tam, gdzie to możliwe) łóżko, dach nad głową, czy możliwość suszenia ubrań, ale też i waga plecaka. Zatem zamiast namiotu, miejscem do spania będą agroturystyki, schroniska i hotele. Czeka mnie pokonanie licząc lekką ręką 150 godzin w górach, więc o obcowanie z przyrodą nie będę się martwić, a udogodnienia normalnych noclegów będą też sprzyjać regeneracji.

    Od czasu wyboru trasy i formy jej przejścia, spędziłem kilka miesięcy nad przygotowaniem pozostałego ekwipunku i kondycji. Dobór tego pierwszego spędzał sen z powiek szczególnie w kwestiach wagi. W pogoni za najmniejszą ilością gramów, od pewnego momentu korzystałem z wagi kuchennej i sprawdzałem, gdzie by tu jeszcze uciąć gram lub dwa - może na scyzoryku, może na kubku, a może nie wezmę całego opakowania płynu na komary, tylko trochę odleję… Kupowałem tylko to, co lekkie, więc jednym z częściej używanych słów w opisie produktów, które kupowałem był ‘light’, a jeszcze bardziej ‘ultra-light’, więc był ultralekki kubek, lekka kurtka, lekkie buty, a i tak samego ekwipunku uzbierało się około 6-7kg (na 3 tygodnie trasy). Trochę to teraz zabawne, ale uwierzcie, całe to liczenie gramów traktowałem święcie poważnie. Wiele tygodni szukałem też najbardziej dopasowanych i wygodnych butów. Przez moje ręce, a bardziej stopy przeleciało przynajmniej 10 par. Bywało i tak, że w jednym zamówieniu znajdowały się 3 pary butów i też 3 wracały z powrotem do sprzedawcy. Na szczęście po wielu tygodniach cały ekwipunek udało się odpowiednio dopasować, zebrać i spakować, o niczym nie zapominając, co w moim przypadku wcale nie jest tak oczywiste. Mając też już w nogach wiele godzin treningu i przygotowań, dziesiątki, jeżeli nie setki kilometrów ‘spacerów z plecakiem’ po Szczecinie i okolicach, 13 sierpnia, po smutnych uściskach narzeczonej, wsiadłem do pociągu. Kolejnego dnia wychodziłem już w Bardzie na szlak.

Kiedy przygotowanie wejdzie za mocno, wchodzi Excel (w tym przypadku zastępiony przez narzędzia Google)

Cud to się zdarzy, jak GSS2.0 przejdę...