Pewne niedociągnięcia w planowaniu trasy
i ograniczenia w ilości miejsc noclegowych po naszej polskiej stronie skutkują
czasem tym, że musze odbić od szlaku, aby dojść do noclegu. Tego dnia zmierzam
zatem do Hotelu Janovicky, znajdującego się około 2km od końcowego punktu na
trasie tego dnia.
Opuszczając
Sierpnicę kieruję się w zielone tereny zachodniej części Gór Sowich skrywające
pozostałości kompleksu Riese. I choć od dawna aura tajemniczości spowita nad
tymi poniemieckimi terenami wywołuje u mnie trochę gęsiej skórki i chęć
zwiedzenia w całości kompleksu, to niestety tym razem zdecydowanie ważniejsze
jest dla mnie przejście szlaku i na karcie aparatu zdjęcia kompleksu się nie
pojawią.
|
Pierwsze kilometry za Sierpnicą.
|
|
Ścieżka momentami dość słabo widoczna.
|
Po kilku godzinach dochodzę do Ludwikowic
Kłodzkich, gdzie znajduje się kolejny ciekawy dla mnie obiekt, tym razem taki,
który choć z daleka, ale mogę zobaczyć. Do wiaduktów kolejowych, o czym
chyba wspominałem wcześniej, mam dużą słabość, a wiadukt kolejowy w
Ludwikowicach jest jednym z ładniejszych, jakie widziałem w życiu. Na punkcie
widokowym, do którego docieram, a z którego rozpościera się całkiem fajny
widok na XIX-wieczny obiekt, zamieniam słowo ze starszym panem, który zdaje
się być trochę i zaskoczony i rozbawiony człowiekiem, który w takim upale i z
zachwytem spogląda na stalową konstrukcję, przez którą niestety żaden pociąg w
tym czasie nie przejeżdża. Nie mogę i ja sam powstrzymać się od trochę jednak
skrytego śmiechu, kiedy przy każdym z radością wypowiedzianym przez towarzysza
słowie, pokazuje się ‘wachlarz’ złożony może z dwóch lub trzech zębów.
|
Oznaczenia szlaków pojawiają się czasem w ciekawych
miejscach.
|
|
A to już widok na wiadukt w Ludwikowicach ze ścieżki, która
prowadzi do miasta.
|
|
Bliżej już niestety nie podejdę.
|
Jak to w górach bywa, każde zejście do doliny kończy się prędzej czy później
podejściem w gorę i tak jest i tym razem. Dojście do Włodzickiej Góry,
znajdującej się po drugiej stronie doliny, choć bardzo malownicze, z początku
jest dość mozolne. Szlak w początkowej części na podejściu wyłożony jest na
dodatek asfaltem, który nagrzany słońcem, oddaje nadmiar ciepła, jakby też
chciał się jego pozbyć. Grzeje mnie więc i z góry i z dołu. Idę jednak bez
marudzenia dalej i już po kilku kilometrach wychodzę na wypłaszczenie i
idylliczne wręcz dla mnie krajobrazy - połączenie pól, łak, małych pagórków i
pojedynczych drzew. Jakiś czas po zejściu z Włodzickiej Góry, mijam małą
miejscowość, której nazwy nie pamiętam, nastomiast, w której zahaczam o sklep i
uzupełniam zapasy na kolejny dzień wędrówki. Do koszyka w sklepie wrzucam same
potrzebne rzeczy, w tym największego, jakiego znalazłem w zamrażarce, loda.
Wczesnym popołudniem docieram do miejsca noclegu po czeskiej stronie i pierwsze,
co potem robię udaję się na zasłużony obiad do polecanej pobliskiej restauracji.
Długo się perspektywą zjedzenia czegoś dobrego nie cieszę, bo zamiast
przeglądania menu, odczytuję informację o zamkniętym tego dnia lokalu. Na
szczęście znajduję niedaleko inny i choć - jak się potem okazuje - poziom cen
zupełnie nie odzwierciedla wątpliwej jakości jedzenia, to jednak faktem jest, że
się najadam do syta, to mi wystarcza.
|
Dziś 26.08. I akurat dziś zamknięte.
|
|
Jedna z ciekawszych pozycji z bogatej oferty hotelowej biblioteki.
|
Schemat wieczora w całości
pozostaje niezmienny: pakowanie, mycie, telefon do 💖Weroniki💖 i spać.
Statystyki
Dystans całkowity: 23.8 km
Czas całkowity: 5:30
Wznios:
805
Kroki:29562