Dzień 13 - Another Day in Paradise

     Pewne niedociągnięcia w planowaniu trasy i ograniczenia w ilości miejsc noclegowych po naszej polskiej stronie skutkują czasem tym, że musze odbić od szlaku, aby dojść do noclegu. Tego dnia zmierzam zatem do Hotelu Janovicky, znajdującego się około 2km od końcowego punktu na trasie tego dnia.

        Opuszczając Sierpnicę kieruję się w zielone tereny zachodniej części Gór Sowich skrywające pozostałości kompleksu Riese. I choć od dawna aura tajemniczości spowita nad tymi poniemieckimi terenami wywołuje u mnie trochę gęsiej skórki i chęć zwiedzenia w całości kompleksu, to niestety tym razem zdecydowanie ważniejsze jest dla mnie przejście szlaku i na karcie aparatu zdjęcia kompleksu się nie pojawią.  

Pierwsze kilometry za Sierpnicą.
   
Ścieżka momentami dość słabo widoczna.

    Po kilku godzinach dochodzę do Ludwikowic Kłodzkich, gdzie znajduje się kolejny ciekawy dla mnie obiekt, tym razem taki, który choć z daleka, ale mogę zobaczyć. Do wiaduktów kolejowych, o  czym chyba wspominałem wcześniej, mam dużą słabość, a wiadukt kolejowy  w Ludwikowicach jest jednym z ładniejszych, jakie widziałem w życiu. Na punkcie widokowym, do którego docieram, a z którego rozpościera się całkiem fajny widok na XIX-wieczny obiekt, zamieniam słowo ze starszym panem, który zdaje się być trochę i zaskoczony i rozbawiony człowiekiem, który w takim upale i z zachwytem spogląda na stalową konstrukcję, przez którą niestety żaden pociąg w tym czasie nie przejeżdża. Nie mogę i ja sam powstrzymać się od trochę jednak skrytego śmiechu, kiedy przy każdym z radością wypowiedzianym przez towarzysza słowie, pokazuje się ‘wachlarz’ złożony może z dwóch lub trzech zębów.

Oznaczenia szlaków pojawiają się czasem w ciekawych miejscach.

A to już widok na wiadukt w Ludwikowicach ze ścieżki, która prowadzi do miasta.

Bliżej już niestety nie podejdę.

    Jak to w górach bywa, każde zejście do doliny kończy się prędzej czy później podejściem w gorę i tak jest i tym razem. Dojście do Włodzickiej Góry, znajdującej się po drugiej stronie doliny, choć bardzo malownicze, z początku jest dość mozolne. Szlak w początkowej części na podejściu wyłożony jest na dodatek asfaltem, który nagrzany słońcem, oddaje nadmiar ciepła, jakby też chciał się jego pozbyć. Grzeje mnie więc i z góry i z dołu. Idę jednak bez marudzenia dalej i już po kilku kilometrach wychodzę na wypłaszczenie i idylliczne wręcz dla mnie krajobrazy - połączenie pól, łak, małych pagórków i pojedynczych drzew. Jakiś czas po zejściu z Włodzickiej Góry, mijam małą miejscowość, której nazwy nie pamiętam, nastomiast, w której zahaczam o sklep i uzupełniam zapasy na kolejny dzień wędrówki. Do koszyka w sklepie wrzucam same potrzebne rzeczy, w tym największego, jakiego znalazłem w zamrażarce, loda.

Jeden z wielu malowniczych krajobrazów po drodze.


Na środku widoczna Włodzicka Góra. O istnieniu wieży na niej przekonuję się później.

Pojedyncze drzewa na łąkach mają w sobie dużo uroku.

Bardzo przyzwoite miejsce na ognisko (choć nie wiem, czy legalne). W dole po prawej stronie widać Ludwikowice Kłodzkie

A to już widok z wieży na Włodzickiej Górze. W niedużej odległości Góry Kamienne z charakterystycznym 'poszarpanym' grzbietem. Będę tam jutro.

     Wczesnym popołudniem docieram do miejsca noclegu po czeskiej stronie i pierwsze, co potem robię udaję się na zasłużony obiad do polecanej pobliskiej restauracji. Długo się perspektywą zjedzenia czegoś dobrego nie cieszę, bo zamiast przeglądania menu, odczytuję informację o zamkniętym tego dnia lokalu. Na szczęście znajduję niedaleko inny i choć - jak się potem okazuje - poziom cen zupełnie nie odzwierciedla wątpliwej jakości jedzenia, to jednak faktem jest, że się najadam do syta, to mi wystarcza. 

Dziś 26.08. I akurat dziś zamknięte.

Jedna z ciekawszych pozycji z bogatej oferty hotelowej biblioteki.
 
    Schemat wieczora w całości pozostaje niezmienny: pakowanie, mycie, telefon do 💖Weroniki💖 i spać. 

Statystyki
Dystans całkowity: 23.8 km
Czas całkowity: 5:30
Wznios: 805
Kroki:29562