Dzień 5 – Powrót do cywilizacji


Dzien 5. to w planach zejście z masywu Śnieżnika do pierwszej większej miejscowości od 2 dni - Międzylesia.

Nie może się rano obyć bez problemów… Na niektórych fragmentach trasy, gdzie trudniej o sklepy i możliwość zaopatrzenia się, moje śniadania składają się z liofilizowanych potraw, które - aby mogły być skonsumowane - muszą być zalane wrzątkiem. Dzień wcześniej upewniłem się, że taki wrzątek będzie dostępny odpowiednio wcześnie. Oczywiście okazuje się to być nieprawdą i śniadanie zjadam dopiero o 7.30, a na trasie jestem przed 8. Nie należę do cierpliwych, a ten poranek na pewno większej cierpliwości u mnie nie wytworzył. Na szczęście dzisiejsza cześć trasy należy do krótkich, więc rozgoryczenie dość szybko ustępuje, bo mam i tak dość duży zapas czasowy.

Choć wychodzę dość późno, na tej wysokości o 8smej rano jest bardzo rześko.

    Pierwsza część szlaku to ścieżka z prawej i lewej strony otoczona małymi krzakami jagód. Krzaczki są nimi dosłownie obwieszone. Nie można ot tak obok nich przejść obojętnie i dopiero po czasie zdaję sobie sprawę, iż fioletowe palce od jagód trudno jest domyć. Ale co zjadam, to moje. Lepsza zresztą garść jagód, niż każdy z tych słodkich batonów, które mam tym razem w małym pokrowcu przytwierdzonym do pasa biodrowego plecaka.

Pola jagód. Ciekawe, czy oprócz palców, fioletową miałem też buzię.

W oddali rysuje się Trójmorski Wierch wraz z wieżą na szczycie. To będzie mój pierwszy przystanek.

A to już widok z wieży na Trójmorskim Wierchu. Po drugiej stronie kotliny Góry Bystryzckie. Tam będę jutro.

     Chwilę po posiłku na trasie kiedy dowiaduję się, że kropka z moją lokalizacją (jestem ‘śledzony’ trackerem GPS, moją pozycję można sprawdzać na bieżąco w internecie) ciągle stoi w miejscu i znajduje się cały czas…przy schronisku. Oznaczać to mogło dwie rzeczy - albo zostawiłem tracker w schronisku (musiałbym wracać 1-2h z powrotem pod górę - niedobrze) albo tracker się po prostu zwiesił. Dziś mam szczęście, wracać się i tracić w sumie 3h nie muszę. Najprostszy restart urządzenia działa. Zdaję sobie też sprawę, że w takich sytuacja zawału dostaję nie tylko ja, ale też najbliżsi… „Czy coś mu się stało? Czemu nie idzie? Nie można się dodzwonić, nie ma zasięgu?” Jestem - jak i reszta obserwujących moją pozycję - więźniem technologii.

    Trochę spokoju i radości zaznaję kilka kilometrów dalej. W drodze do Międzylesia trafiam na ścieżkę przez łąki z widokiem na góry, taki widok zawsze najlepiej na mnie działa. Dużo przestrzeni i zieleni, zupełnie jak alpejskie łąki, w trochę mniejszej skali. I choć słońce nie daje dziś za wygraną, to otaczająca zieleń daje porządnego kopa, a zmęczenie temperaturą idzie trochę w zapomnienie. 

Zdjęcie nie wymagające opisu.

I choć trasa odsłonięta, to otwarte przestrzenie i wzgórza w niedużej odległości pozwalają o słońcu i jego mocy zapomnieć.

Pierwsze oznaki cywilizacji. Za kilka kilometrów będę w Międzylesiu.

Czasem przyjemniej się idzie po łące, zamiast po żwirowej drodze (zaraz obok)

         Po południu docieram do noclegu - małego mieszkania. Po krótkiej wymianie zdań z właścicielem dowiaduję się o istnieniu bardzo dobrej (w stosunku cena/jakość) restauracji. Godzinę później sam się o tym przekonuję, kiedy w kwocie 26zł (ledwo) zjadam olbrzymią porcję ryby, ziemniaków i surówek. W wynajętym mieszkaniu mam wszystko, co jest potrzebne, ciepły prysznic, ciepły grzejnik do suszenia prania, w pełni wyposażoną kuchnię, a w salonie TV ze wszystkimi możliwymi serwisami streamingowymi, typu Netflix czy Disney+. Momentami się zastanawiałem, czy ja jeszcze idę szlak przez całe góry, przez las, w dziczy, czy to jest jakiś urlop w formie odpoczynku, a ja po prostu zbłądziłem…  

    Wieczorem z paczkomatu odbieram dwie ważne - wcześniej zamówione rzeczy - słuchawki bezprzewodowe i stuptuty biegowe. Te pierwsze w końcu takie, które nie będą wypadać z uszu, okażą się wspaniałym dodatkiem na szlaku – do tej pory szedłem w ciszy, ale ile można... Stuptuty (ochraniacze) znowu ocalą mój język przed rzucaniem niecenzuralnych słów, kiedy do butów co chwila wpadają różnego rodzaju fragmenty ze szlaku - igły z sosen, kamyczki, piach, małe gałęzie... Takie drobiazgi w bucie naprawdę potrafią uprzykrzyć życie. Potrafiły. Już nie będą. 

    W mieszkaniu korzystam z dobrodziejstw cywilizacji, włączam wieczorem kolejny fragment “Jak rozpętałem II Wojnę Światową”, wykonuję telefon do narzeczonej i kładę się wcześniej spać. Kolejny dzień będzie dłuższy.

Statystyki
Dystans całkowity: 21.27 km
Czas całkowity: 5:13
Wznios: 416m
Kroki:29010