To ma być dość długi dzień - 30
kilometrów trasy biegnącej prawie w całości po głównej grani Karkonoszy,
blisko lub wzdłuż czeskiej granicy. Tradycyjnie wychodzę wcześnie, a przez
zachmurzone w całości niebo jest niestety na tyle ciemno, że przez chwile
myślę o wyciągnięciu czołówki. Na szczęście udaje się rozszerzyć źrenice do
wystarczających rozmiarów pozwalających dostrzegać ścieżkę i jej pomniejsze
niespodzianki w postaci małych głazów, kamieni czy dziur.
Mijam na trasie zaskakującą, jak na tę
godzinę ilość turystów. Wszyscy, jak mniemam lecą na Śnieżkę, aby móc
podziwiać wschód słońca. Ale jakiego słońca, jaki wschód? – myślę sobie.
Tego poranka kompletnie nic nie widać, żadnych pagórków, szczytów, wszystko
skryte w morzu mgieł.
|
Żegnam Śląski Dom. Dochodzi 6ta rano. Wszędzie wokół
chmury.
|
Upływa niewiele ponad pół godziny od
wyjścia, idę spokojnym krokiem i z minuty na minutę obraz przed mną i
okolice zaczynają jaśnieć, tak jakby ktoś włączył gdzieś lampkę o bardzo
ciepłej, przyjemnej barwie światła, taką dużą lampkę, która jest w stanie
oświetlić całe Karkonosze. Słońce zaczyna się już bardzo zdecydowanie
przebijać przed chmury, ba, ono nawet się przez chmury nie przebija, tylko
chmury się obniżają, niczym opadająca kurtyna, tworząc obraz, który wywołuje
u mnie gęsią skórkę. Kilkaset metrów szlaku pokonuję dobre pół godziny, bo
każda kolejna minuta przynosi coraz to nowe, wspaniałe widoki. Z jednej
strony gór chmury odsuwają się na bok, z drugiej spływają po zboczach,
tworząc olbrzymie ‘wodospady’, gdzie indziej znów próbują walczyć ze słońcem
podnosząc się do wysokości, na której się znajduję – każdy taki scenariusz
to uczta dla oka, o której trudno przez długi czas zapomnieć.
|
Coś zaczyna się dziać.
|
|
Po wschodzie słońca wszystko wokół przybiera pomarańczową,
intensywną barwę.
|
|
I choć absolutnie nie powinienem narzekać, to myślę sobie właśnie
o tych, którzy stoją teraz na Śnieżce. A przecież tak im się
dziwiłem...
|
|
Tego poranka podziwam jedne z najładniejszych widoków na całej trasie GSS 2.0
|
W pewnym momencie szlak odbija w prawo i
schodzi w dół. Czeka mnie teraz kilka kilometrów szlaku przez las. I kiedy
wydaje mi się, że nic specjalnie nie może mnie zaskoczyć, to po raz kolejny
natura z wydawać by się mogło zwykłej ścieżki przez las tworzy bardzo
efektowne krajobrazy. Po godzinie marszu przez las docieram do Schroniska
Odrodzenia, w którym robię przerwę. Stwierdzam niedostatek cukru w organiźmie,
więc wciągam ciepłe Tiramisu. Po uszczęśliwieniu żołądka kieruję się już wyżej
do Hutniczego Grzebietu, od którego szlak po raz kolejny schodzi w dół. Po
pokonaniu zejścia okazuje się, że pewna jego część jest remontowana, więc to,
co przed chwilą zszedłem, muszę podejść i szukać obejścia granią. Pociesza
mnie jedynie fakt, że przynajmniej z góry coś będę widzieć.
|
Ostatni widok na Śnieżkę przed zejściem do lasu.
|
|
Wilgotne od mgły deski są naprawdę śliskie.
|
|
Las momentami 'płonie'
|
|
Ostatnie metry przed zejściem do Schroniska Odrodzenia. Akurat
tutaj jest schowane głębiej w lesie, a te budynki, które widać stoją
po czeskiej stronie.
|
|
😑 |
|
Na szczęście szlak wyżej jest znacznie ciekawszy, więc o
tabliczkach postawionych przez Karknoski Park Narodowy
zapominam.
|
Późniejsza część szlaku na dziś przechodzi
niestety przez nie do końca lubiany przeze mnie szlak wzdłuż jeziorek pod
Śnieżnymi Kotłami. I co do samych jeziorek i widoków stamtąd naprawdę nic nie
mam, bo przypominają nawet charakterem nasze polskie Tatry, tak sam szlak,
wiodąc po dużych głazach i w korzeniach, jest usiany niezliczoną ilością
pułapek, a wpadnięcie w taką to albo siniaki albo skręcone kostki, nie
wspominając o gorszych konsekwencjach. Szczęśliwie fragment ten pokonuję bez
większych problemów, wyobrażając sobie jedynie, ile w nieprzystępnych
fragmentach spotkać ludzi musiało bólu i płaczu. Po pokonaniu zielonego szlaku
pod Kotłami, zatrzymuję się już na ostatni dłuższy posiłek przed metą. Na
więcej już sobie nie pozwalam, bo lawirowanie między wielkimi kamieniami
kosztowało mnie za dużo czasu i siły, a przecież mam dziś do pokonania jeszcze
prawie tyle samo, co przeszedłem do tej pory. Po drodze spotykam też większą
rodzinę, która zastanawia się, czy iść ‘zielonym labiryntem’, czy może żółtym
szlakiem do góry. Po krótkiej relacji z moich przeżyć na zielonym spotkani
towarzysze decydują się wybrać żółty – bardziej widokowy, a kosztować ich
będzie mniej nerwów.
|
Krajobrazy wokół piękne. Sam szlak już nie do końca.
|
|
Choć momentami dawał chwilę wytchnienia.
|
|
Ostatnie metry przed ostatnim przystankiem tego dnia.
|
Nie po raz pierwszy decyduje się zmienić nieco
plany i wydłużam zaplanowaną na ten dzień trasę z 30 do ok 40 kilometrów.
Znajduję więc nocleg w stacji Orle, jednocześnie anulując wcześniej
zarezerwowany na Szrenicy. I choć pierwotny plan też zakładał wyjścia z samego
rana i podziwianie widoków wschodzącego słońca, to jednak wizja ta przegrała z
możliwością wcześniejszego zakończenia całej trasy.
|
Pod Szrenicą gromadzi się trochę turystów. To zresztą ostatnia
sobota wakacji.
|
|
Widok na Schronisko na Hali Szrenickiej. Ktoś wybrał bardzo
ciekawe miejsce na ślub w plenerze.
|
Schodząc ze Szrenicy i kierując się już do Jakuszyc, które będę mijać, po
kilku kilometrach docieram do fragmentu szlaku przechodzącego przez dość
rozległy torfowy teren. To bardzo ciekawe miejsce, przez swój dość rzadki las
przywodzi na myśl klimaty tundry, może trochę dzikie rejony Syberii, jednak po
ostatnich deszczach przerodziło się w błotny labirynt, który udaje się pokonać
właściwie tylko dlatego, że na szlaku leżą niezliczone ilości desek. Nie mam
pewności, czy to pozostałości drewnianych kładek, które pamiętam, sprzed kilku
lat, czy fragmenty istniejącego dawniej w okolicy toru bobslejowego.
|
'Syberyjski Szlak'
|
W godzinach popołudniowych po zrealizowaniu
całego zmodyfikowanego planu na ten dzień, dochodzę do Stacji Orle, schroniska
znajdującego się już na terenie pasma Gór Izerskich. Trochę rzutem na taśmę,
chwilę przed zamknięciem ‘polowej kuchni’ udaje mi się kupić dwa kawałki
grillowanej karkówki, które – choć nie grzeszą smakiem - dość szybko znikają z
talerza, w końcu to mój pierwszy duży i ciepły posiłek od 6 godzin. Tego
wieczora, w towarzystwie kilku nowo poznanych osób, wypijam swoje pierwsze na
trasie całego GSS2.0 normalne piwo. Pozwalam sobie na taki krok, bo dzięki
małym modyfikacjom trasy, na jutro, na ostatni dzień na szlaku, zostaje mi
niecałe 20 kilometrów. Nie wiem jeszcze natomiast, czym będzie dla mnie
ostatnia noc na szlaku.
|
Ostatnia długa prosta przed schroniskiem
|
|
Warunki dzisiejszego noclegu nie powalają. Choć najważniejsze,
czyli dach nad głową i woda jest.
|
|
Ostatni tego dnia widok na schronisko i ostatni wieczór w górach
tej wyprawy. Jutro finish...
|
Statystyki
Dystans całkowity: 39.7 km
Czas całkowity: 9:56
Wznios:
1251m
Kroki: 50104