Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2023

Prolog

Obraz
     Kilka lat temu, obejrzawszy jeden z odcinków kanału podróżniczego na YT ( link ) pojawiła mi się w głowie idea przejścia dłuższego szlaku w górach, najlepiej kilkudniowego, z noclegami codziennie w innym miejscu. Pomysł ten przez kilka ostatnich lat pojawiał się i na chwilę znikał, aż przyszedł rok 2023 i padła decyzja, aby marzenie o przejściu długodystansowego szlaku pieszego w końcu zrealizować.  

Dzień 1 – Trudne wspaniałego początki

Obraz
     Poranki z reguły są trudne. Budzik ustawiony na godzinę 5tą zwykle nie oznacza, że o godzinie 5:00 wstaje się z łóżka rześkim i wypoczętym. Bywa i tak, że człowiek pobudzonym nadchodzącym większym wydarzeniem pół nocy spędza nad rozmyślaniem kolejnych dni, problemów, pogody, a dzwonek z budzika z telefonu o 5 nad ranem, to tak naprawdę tylko przerwanie tych kotłujących się w głowie myśli, a nie koniec snu. Tak też się dzieje w moim przypadku, z łóżka wstaję półprzytomny, czuję się trochę, jak rozładowany telefon, który choć był podłączony do ładowarki, to tylko na chwilę. Nie pomogła w nocy też impreza w mieszkaniu wynajętym piętro niżej - przez długie godziny musiałem cierpień rytmy bardzo podobne do cygańskich albo disco polo. Nabieram na szczęście odrobinę więcej energii po obfitym śniadaniu, które trochę stawia na nogi. Myję po wszystkim naczynia i zabieram się za przygotowanie do wyjścia.         Pierwsze poranne pa

Dzień 2 - Lato c.d.

Obraz
     Dzień drugi zaczynam odrobinę wcześniej. Tylko odrobinę, bo choć budzik ustawiony na 4.30, to przypominam sobie o istnieniu ‘drzemek’, więc ostatecznie na szlaku znajduję się dopiero o 5.40, będąc witany przez wschodzące za wzgórzami słońce. Ciężko oderwać wzrok od takiego widoku. W tym też momencie rodzi się w głowie plan na kolejne dni, aby wychodzić na szlak najlepiej przed wschodem, tym samym skracając czas spędzony na szlaku po południu, kiedy po prostu najbardziej grzeje.    

Dzień 3 - Czeski raj

Obraz
     Zgodnie z wcześniejszymi założeniami, tym razem już nie przeciągając się nadmiernie w łóżku, jeszcze przed wschodem słońca jestem na szlaku. Jest 5:17. Mam jakieś 3 kilometry do miejsca, które w teorii dawało możliwość zobaczyć wynurzającego się za horyzontem żółtego karła. To są dla mnie bardzo szybkie 3 kilometry, które gdzieś przed 6tą zostają wynagrodzone małym opadem szczęki. Z ciemnego i gęstego lasu wychodzę na otwartą, łagodnie pofalowaną polanę, która zaraz potem zostaje oświetlona dopiero co wynurzającym się na wschodzie słońcem.

Dzień 4 – ‘Blender’ nie taki zły, jakim go malują

Obraz
     Kolejny dzień to już wejście na Śnieżnik. Poranek tego dnia tylko z początku wygląda, jak poprzednie. Zjadam śniadanie, pakuję cały mój dobytek i wychodzę z pokoju, a klucze - zgodnie z wcześniejszą sugestią pani z recepcji - zostawiam w drzwiach. Schodzę piętro niżej, otwieram drzwi na korytarz, który prawie bezszelestnie pokonuje, łapię za klamkę drzwi wyjściowych, a tam…opór. Opór, którego nie mogę pokonać! Drzwi zamknięte, a żaden z kluczy, po które muszę wróć na górę, nie pasuje. Nie wchodzi w grę czekanie kolejnej godziny, czy dwóch. Przechodzę więc przez wszystkie pomieszczenia na parterze sprawdzając wszystkie opcje raz jeszcze, a na koniec wracam do korytarza przy drzwiach na zewnątrz i wyglądam za okno. Jestem na parterze. Nie zastanawiając się zbyt długo, otwieram okno i jednym właściwie ruchem trzymając się ramy, wychodzę na zewnątrz. Okno przymykam patrząc, czy aby żaden Czech nie pomyślał sobie, że ktoś tu się właśnie włamał i ucieka z pl

Dzień 5 – Powrót do cywilizacji

Obraz
Dzien 5. to w planach zejście z masywu Śnieżnika do pierwszej większej miejscowości od 2 dni - Międzylesia. Nie może się rano obyć bez problemów… Na niektórych fragmentach trasy, gdzie trudniej o sklepy i możliwość zaopatrzenia się, moje śniadania składają się z liofilizowanych potraw, które - aby mogły być skonsumowane - muszą być zalane wrzątkiem. Dzień wcześniej upewniłem się, że taki wrzątek będzie dostępny odpowiednio wcześnie. Oczywiście okazuje się to być nieprawdą i śniadanie zjadam dopiero o 7.30, a na trasie jestem przed 8. Nie należę do cierpliwych, a ten poranek na pewno większej cierpliwości u mnie nie wytworzył. Na szczęście dzisiejsza cześć trasy należy do krótkich, więc rozgoryczenie dość szybko ustępuje, bo mam i tak dość duży zapas czasowy. Choć wychodzę dość późno, na tej wysokości o 8smej rano jest bardzo rześko.

Dzień 6 - Góry Bystrzyckie

Obraz
     Tego dnia opuszczam Międzylesie i przez Góry Bystrzyckie mam dojść do Schroniska Jagodna. Trasa ma według planu 32 kilometry, z czego duża część pod górę (w końcu startuję w dolinie). 

Dzień 7 - Pierwszy tydzień na szlaku

Obraz
     Pokoje wieloosobowe w schroniskach mają to do siebie, iż jedna osoba może z samego rana postawić na nogi wszystkich śpiących, mimo że ci drudzy nie mają tego w planach. Robię więc wszystko, aby pokój opuścić z samego rana tak cicho, jak się da, nie budząc reszty. I pewnie teraz spodziewacie się jakiegoś głośnego upadku butelki, kubka albo uderzenia butem w rant łóżka, ale nie tym razem. Udaje się, a ja prawie bezszelestnie schodzę na parter schroniska, aby skorzystać z łazienki, zjeść śniadanie, przygotować coś na drogę, przepakować i wyjść. 

Dzień 8 - Z dużej chmury mały deszcz

Obraz
     Tego dnia miały się pojawić pierwsze na trasie opady deszczu, a przynajmniej tak wynikało z map pogodowych, więc w plecaku zatem na sam wierzch, oprócz jedzenia ląduje też i płaszcz przeciwdeszczowy.  

Dzień 9 – Góry Stołowe nie do końca takie, jak stół

Obraz
     9ty dzień wędrówki zaczyna się jeszcze przed wschodem, jest trochę ciemniej, niż było może tydzień temu, choć budzik mam ustawiony codziennie na tą samą godzinę. Od pierwszego dnia na szlaku minęło już trochę czasu, a każdego kolejnego poranka słońca wstaje później, o około 2 minuty. To nie jedyny, ale zauważalny czynnik przypominający o upływie czasu na szlaku. 

Dzień 10 - Gór Stołowych ciąg dalszy

Obraz
     To już 10ty dzień na trasie. Organizm zaczyna się dostosowywać w pełni do harmonogramu dnia, do wysiłku, do tego, że musi iść niezależnie od tego, na jakie warunki został wystawiony dzień wcześniej. Nie inaczej jest i tym razem. Po prostu wstaję, robię jedzenie, pakuję się i idę dalej, a po zmęczeniu wczorajszym dniem nie ma śladu już chwilę po wyjściu. 

Dzień 11 - Półmetek

Obraz
     Tego dnia mam według planu minąć półmetek trasy całego GSS 2.0. Dzień na szlaku zaczynam kilka kilometrów od wsi Suszyna, zaraz przy drodze krajowej między Wambierzycami, a Polanicą Zdrój. Zacieram trochę ręce z rana, bo w Suszynie stoi wieża widokowa, a według wyliczeń powinienem tam być zaraz przed wschodem słońca. Niestety już po pierwszych kilkuset metrach zapominam o radości, która się w głowie rysuje na myśl o kolejny widokach, kiedy ścieżka zmienia się z wygodnej, szerokiej i wyłożonej żwirem  w trawiastą, pokrytą nieskończoną ilością rosy. Tym samym, po kilku minutach dreptania,  mam w bucie chyba więcej wody, niż we wszystkich pojemnikach na wodę w plecaku.  Do wieży widokowej w Suszynie dochodzę w chlupiących butach, podchodzę do wejścia, na którym wisząca karta informuje mnie, iż wieża jest otwarta od godziny 8mej – jest chwilę po 6tej rano, więc muszę obejść się smakiem.  Nie po raz pierwszy natomiast rysuje s

Dzień 12 - Góry Sowie

Obraz
     Kolejny dzień to już pierwsze kroki w Górach Sowich, górach w których tak naprawdę nigdy wcześniej nie byłem, a o których wiele słyszałem. Miałem za to o nich pewne wyobrażenie.

Dzień 13 - Another Day in Paradise

Obraz
       Pewne niedociągnięcia w planowaniu trasy i ograniczenia w ilości miejsc noclegowych po naszej polskiej stronie skutkują czasem tym, że musze odbić od szlaku, aby dojść do noclegu. Tego dnia zmierzam zatem do Hotelu Janovicky, znajdującego się około 2km od końcowego punktu na trasie tego dnia.

Dzień 14 - Mokra Drabina Wałbrzyska

Obraz
     Dzień 14ty to dzień wyjątkowy. Wyjątkowy z przynajmniej dwóch powodów, samego szlaku i – co ważniejsze - spotkania z narzeczoną, która tego popołudnia przyjeżdża ze Szczecina, aby spędzić ze mną dwa kolejne dni, w tym jeden tzw ‘zerowy’ i jeden na szlaku.

Dzień 15 - Dzień Zero

Obraz
       Dzień 0, czyli 0 kilometrów na trasie GSS 2.0. To taki dzień, który się spędza nie na tym, co trzeba zrobić na szlaku, tylko na tym, co chce się zrobić. To czas dla mnie i Weroniki. Zwiedzamy Mieroszów, Sokołowsko, które swoim klimatem przyćmiewało niejeden Dolno-Śląski kurort. Zmienna pogoda nie pozwalała na większe wojaże, ale też nie chcemy żadnych dużych dystansów tego dnia robić. Nogi więc po części tego dnia zamieniamy na autobus, którym pokonujemy odległości między miejscowościami. To jest bardzo przyjemny dzień regeneracyjny. 

Dzień 16 - Czy deszcz, czy zawierucha, liczy się pogoda ducha.

Obraz
     To pierwszy i niestety ostatni dzień na szlaku GSS 2.0, który mogłem przejść razem z narzeczoną. Wtorkowy wczesny poranek wita nas mglistą i deszczową aurą, którą zestawiam się z upalnym popołudniem i zastanawiam się, co z tego jest gorsze. Wychodząc tego dnia rano z domu nie nakładamy jednak płaszcza, tylko lekkie kurtki, które na taką ilość spadającego deszczu jeszcze są wystarczające, bo deszcz nie wydaje się bardzo intensywny. Mija około 30minut, zaczynamy już oddalać się od Mieroszowa, a lekka mżawka zamienia się w siąpiący deszcz. Otwieramy plecaki, Weronika szybko wyciąga swój płaszcz, ja natomiast z początku buszuję w górnej części plecaka, aby stopniowo wyciągać wszystko, co w środku – mojego płaszcza brak. Szybka decyzja, wracam z powrotem do mieszkania, gdzie spaliśmy – jedyne miejsce, gdzie mogłem go zostawić. Wiedząc, że już mamy ładnych parę minut w plecy – biegnę. Po dotarciu otwieram drzwi wejściowe, wchod

Dzień 17 - Mogło być gorzej

Obraz
     17ty dzień na szlaku zaczynamy bardzo wcześnie. Tego dnia muszę się pożegnać z Weroniką, a sam udać się z powrotem na szlak. Właściciel podwozi nas najpierw na dworzec PKP, gdzie z lekko zeszklonymi oczami żegnam się z narzeczoną, a potem już tylko do samej granicy z Czechami, gdzie zaczynam jeden z bardziej męczących odcinków na trasie. 

Dzień 18 - Moja pierwsza 40tka

Obraz
     Leszczyniec wraz z moja wspaniałą i zadymioną agroturystyką żegnam chwilę przed 6tą rano, jeszcze przed wschodem słońca. Tym razem płaszcza nie musze wyciągać, a moje stopy mogą się cieszyć jeszcze ciepłymi, suchymi butami, z których jeden na szczęście mimo braków części plastikowych elementów udaje się jakoś zawiązać. Tego dnia czeka mnie przejście Rudaw Janowickich, w których choć bywałem nie raz, to wydają się ciągle niepoznane. 

Dzień 19 – Góry są dla Wszystkich

Obraz
     Jest 1 września, prawie 3 tygodnie temu wyszedłem na szlak.. Próbując przypomnieć sobie pierwsze dni, zaczynam odczuwać upływ czasu, mam tez nieodparte wrażenie, że to nawet nie są 3 tygodnie, a 3 miesiące. Każdy dzień w innym miejscu, codziennie nowe widoki, nowe łóżka, łazienki, więc umysł i czas zdają się rozciągać, układając wszystkie te zdarzenia w bardziej rozsądny na linii czasu sposób. 

Dzień 20 – Nie krytykuj dnia przed wschodem Słońca

Obraz
       To ma być dość długi dzień - 30 kilometrów trasy biegnącej prawie w całości po głównej grani Karkonoszy, blisko lub wzdłuż czeskiej granicy. Tradycyjnie wychodzę wcześnie, a przez zachmurzone w całości niebo jest niestety na tyle ciemno, że przez chwile myślę o wyciągnięciu czołówki. Na szczęście udaje się rozszerzyć źrenice do wystarczających rozmiarów pozwalających dostrzegać ścieżkę i jej pomniejsze niespodzianki w postaci małych głazów, kamieni czy dziur. 

Dzień 21 – Droga jest celem

Obraz
       Przez ostatnie 20 dni noc spędzałem w wielu miejscach, w schroniskach, agroturystykach, hotelach. Spałem w różnych warunkach, w pokojach jedno  i wieloosobowych, na łóżkach twardych i miękkich, w kompletnej ciszy i w harmiderze schroniska. Jednak nie trafiłem jeszcze w miejsce, w którym kumulacja czynników utrudniających spanie była tak duża i w którym wszystkie czynniki wystąpiły w jednym miejscu, w tym samym czasie. Pokój wieloosobowy – jest, chrapanie innych mieszkańców w pokoju – jest, impreza  w nocy na zewnątrz schroniska – jest, twarda prycza w kształcie odwróconego nawiasu ( – jest. Wychodzę więc na swoje ostatnie 20 kilometrów z bolącym, wygiętym tak samo, jak ten odwrócony nawias kręgosłupem, półprzytomny, kompletnie niewyspany bo nie wiem, czy chociaż na chwilę mogłem zmrużyć oczy. Ale nic. To ostatni dzień i zniosę już wszystko. Bardzo szybko zresztą o trudach nocy zapominam, a uczucia niewyspania zostają zastąpione radością przebywania n