Dzień 9 – Góry Stołowe nie do końca takie, jak stół

    9ty dzień wędrówki zaczyna się jeszcze przed wschodem, jest trochę ciemniej, niż było może tydzień temu, choć budzik mam ustawiony codziennie na tą samą godzinę. Od pierwszego dnia na szlaku minęło już trochę czasu, a każdego kolejnego poranka słońca wstaje później, o około 2 minuty. To nie jedyny, ale zauważalny czynnik przypominający o upływie czasu na szlaku. 

       Zauważalnie więcej, niż zwykle widać tego dnia wilgoci na trawie i przy drodze. Nie przeszkadza to, póki idę utwardzoną ścieżką, ale chwilę później na trasie wiodącej przez łąki powoduje, że moje buty zmieniają kolor z szarego i brązowego (czyt. brudnego) na czarny i błyszczący. Wodę czuję nie tylko w palcach, ale właściwie w całym bucie. Równie dobrze, mógłbym chodzić w świeżo wypranych. Na szczęście taki stan nie trwa długo i niewiele później buty tracą swój i blask i wodę ze środka. Temperatura dość szybko się podnosi, co choć zwykle nie spotyka się u mnie z uśmiechem, tym razem zostaje przyjęte z radością, bo buty wysychają w mgnieniu oka.

Widok wschodów i kolorów jemu towarzyszących nigdy się nie znudzi.

Łąki pokryte nieskończoną ilością rosy.

Słońce jest tuż 'za rogiem'.

Szlak z początku biegnie w dużej mierze przez łąki i pola. Ale nie jest to powód do narzekania.

    Tego dnia zaczynam już wchodzić w tereny Gór Stołowych, które przynoszą zdecydowanie inny, niż ostatnie dni - krajobraz. Płaskie trawiaste ‘sawanny’ udekorowane wielkimi głazami, jakby rzuconymi po środku niczego z czasem przechodzą w kręte, niczym labirynt ścieżki mijając twory skalne przypominające tarasy czy czaszki. Kolejne 2-3 kilometry pokonuję w naprawdę w ślimaczym tempie. Powoduje to mój aparat i odpowiedzialność rzucona na siebie samego aby starać się dokumentować przejście szlaku, który jest kręty bardziej, niż procedury w ZUSie. Podnosi się też już naprawdę znacznie temperatura, która przecież tak bardzo mnie wcześniej cieszyła. Co gorsza, szlak wychodzi na otwartą przestrzeń i jedyny cień, który mam w pobliżu, to cień, który rzucam na drogę ja sam. Trudno jest się pod nim schować. Ostatnie kilometry tego dnia są naprawdę trudne. Coraz bardziej dają mi się we znaki plecy i lewe ramię, kończy mi się woda, którą tak naprawdę mógłbym odzyskiwać z czoła, z którego spływa w ilościach przypominając wodospad Niagary - istne perpetuum mobile. 

Każde z tych pojedynczych drzew na zdjęciu występuje w parze z głazem narzutowym. Na zdjęciu widać ich kilka, mijam przynajmniej kilkanaście. Wszystkie, bez wyjątku - obok głazu.

Tablica na wejściu do Parku Narodowego Gór stołowych. I Want To Believe.


Ooo, stamtąd przyszedłem.

A tam zmierzam - w tle Szczeliniec i choć wydaje się blisko, to szlak jest poprowadzony w taki sposób, że dojdę tam pokonując kolejne 23 kilometry.

Po lewej stronie na zdjęciu w lekkiej mgle widać masyw Śnieżnika, na którym byłem jakieś 150kilometów temu.

💀

Trasa jest bardzo urozmaicona i co chwila zmienia swój charakter.

W pewnym momencie zamieniając się w labirynt pośród skał.

    
    Około 15tej tego dnia docieram do schroniska na Szczelińcu. Chwilę zajmuje mi dojście do siebie, ale kiedy już otrzeźwiony obiadem i zimnymi napojami wstaję od stolika, zaczynam dostrzegać prawdziwy urok tego miejsca. Położone znacznie powyżej terenu wokół, daje możliwość podziwiania w pełnej krasie całej okolicy, pofalowanych pól, okolicznych wiosek, zielonych łąk czy bezkresu lasów. 

    

Ostatnie kilometry na dziś.

Mijam Schronisko Pasterkę, przy której ktoś zostawić serce.

Trasa jeszcze na chwilę wraca do lasu.

Szlaki wokół Szczelińca to nieskończona ilość niegdyś podmorskich głazów ułożonych w bardzo różnych formach.


        Przypomina mi się też, że jednym z powodów, dla których akurat chciałem nocować na Szczelińcu, był widok na zachód. Przez ostatnie dni natura wielokrotnie pokazywała, na co ją stać rano, ale ciągle czekałem na jakiś efektowny pokaz zachodzącego słońca wieczorem, szczególnie w takim miejscu. Niestety zachód, na który z taką niecierpliwością czekałem, okazał się skończyć wcześniej, niż planowałem, a cały widok przysłoniły chmury. Nie można mieć wszystkiego. Aczkolwiek niespecjalnie wpływa to na mój dobry humor i wieczór spędziłem całkiem przyjemnie na rozmowach z innymi osobami z pokoju i schroniska.  

A to już miejsce noclegu na dziś.

Widok z tarasu przy schronisku.

     Tu pozostaje miejsce na zdjęcie zachodu słońca.

 

Statystyki
Dystans całkowity: 32.9 km
Czas całkowity: 9:08
Wznios: 1043
Kroki:40382