Dzień 2 - Lato c.d.

    Dzień drugi zaczynam odrobinę wcześniej. Tylko odrobinę, bo choć budzik ustawiony na 4.30, to przypominam sobie o istnieniu ‘drzemek’, więc ostatecznie na szlaku znajduję się dopiero o 5.40, będąc witany przez wschodzące za wzgórzami słońce. Ciężko oderwać wzrok od takiego widoku. W tym też momencie rodzi się w głowie plan na kolejne dni, aby wychodzić na szlak najlepiej przed wschodem, tym samym skracając czas spędzony na szlaku po południu, kiedy po prostu najbardziej grzeje.  
 

Dzień dobry Złoty Stok. Jest godzina 5:38.


Fragment szlaku w kierunku Jawornika Wielkiego. Bardzo przyjemna ścieżka, choć słońce bardzo wcześnie o sobie przypomina.
 
    Trasa tego dnia miała się kończyć w Nowym Gierałtowie (który potem na miejscu okazał się być Starym Gierałtowem). Początkowa część szlaku dość znana, wszak Złoty Stok i okolice niejednokrotnie mnie gościły, a i Góry Złote też wydawały się znane. Z każdym jednak kilometrem oddalając się od startu tego dnia, las i góry przynoszą nowe widoki, miejsca, które czasem zaskakują, tak jak zrobiła to zresztą Borówkowa (szczyt) razem ze swoją wieżą widokową, o której istnieniu nie miałem pojęcia. Tego dokładnie od szlaku oczekuję - niespodziewanego. Borówkowa jednak zaskakuje nie tylko widokiem z wieży, ale też i źródłem wody, które swoją jakością odstaje od tego, co widziałem wcześniej na zdjęciach i o czym czytałem na forum. Więc uzupełnienie zapasu płynu w plecaku muszę przełożyć na później, nie do końca natomiast wiem, na jak długo. 
    
Śnieżnik z wieży na Borówkowej. Będę na nim za dwa dni.
   


Źródło wody przy Borówkowej. Nie tego się spodziewałem.

    To kolejny letni dzień, kiedy komfort termiczny w miarę upływających kilometrów na trasie i coraz późniejszej godziny, staje się coraz bardziej odległy od akceptowalnego. I tak jak od szlaku w taką temperaturę oczekuję tak naprawdę tylko jednego - cienia, tak w tym dniu idąc w lesie nawet w cieniu wydaje mi się, że jak kostka masła na patelni, tak i mój stan skupienia zmieni się ze stałego w płynny. I kiedy w pewnym momencie w okolicy południa myślę, że na taki upał nie ma już ratunku, wychodząc na małą polankę w środku lasu, przed oczami wyrasta mała kapliczka, przy której - niczym oaza na pustyni - stoi najnormalniejszy w świecie kran z wodą. I to nie jest fatamorgana. Nie może się to skończyć inaczej, niż małą i zimną kąpielą w plenerze. Ktoś na górze czuwa. 

Malownicze krajobrazy gdzieś w okolicy Lądka Zdroju.
 

Gdzie się podziała ścieżka...?
      
    Chłodne kąpiele w takich warunkach nie starczają na długo i szybko z mojego czoła zaczyna lecieć dokładnie taka sama ilość wody, jaka wcześniej leciała z kranu. Na trasie tego dnia mam zaplanowany krótki przystanek i zwiedzanie ruin zamku. Kiedy docieram na miejsce, okazuje się, że nie znajduję tam ani grama cienia, więc przez pozostałości zamku dosłownie ‘przelatuję’ robiąc tylko zdjęcie tablicy opisujące ów miejsce, bo na czytanie ani zwiedzanie w skwarze nie mam cierpliwości. Uciekam zatem w kierunku lasu i powoli kieruję się do Przełęczy Gierałtowskiej, z której już będę schodzić do noclegu.
 
Ruiny Zamku Karpień opisane na tablicy. Nawet ona zmęczona staniem w słońcu opadała z sił.
     
Widok ze szlaku prowadzącego do Przełęczy Gierałtowskiej

Ostatnie kilometry tego dnia. Asfalt i słońce, choć z ładnymi widokami.

    Około godziny 15tej tego dnia - po małych nawigacyjnych perturbacjach, dokładając na sam koniec 2km asfaltu docieram do miejsca zakwaterowania.  Popołudnie i wieczór spędzam na praniu, schładzaniu się w potoku, odpoczynku i leżeniu na trawie, kiedy już słońce na to pozwala. 

Statystyki
Dystans całkowity: 31.5 km
Czas całkowity: 8:28
Wznios: 1291m
Kroki: 38537