Dzień 7 - Pierwszy tydzień na szlaku

    Pokoje wieloosobowe w schroniskach mają to do siebie, iż jedna osoba może z samego rana postawić na nogi wszystkich śpiących, mimo że ci drudzy nie mają tego w planach. Robię więc wszystko, aby pokój opuścić z samego rana tak cicho, jak się da, nie budząc reszty. I pewnie teraz spodziewacie się jakiegoś głośnego upadku butelki, kubka albo uderzenia butem w rant łóżka, ale nie tym razem. Udaje się, a ja prawie bezszelestnie schodzę na parter schroniska, aby skorzystać z łazienki, zjeść śniadanie, przygotować coś na drogę, przepakować i wyjść. 

Śniadanie w pustym o 5 nad ranem schronisku.

Pierwsze kilometry na trasie biegną wzdłuż trasy Głównego Szlaku Sudeckiego. I nie tylko. Znakarz pewnie nie był szczęśliwy.

    Szybkie spojrzenie rano na zegarek i raz jeszcze przebieg trasy. Mój dzisiejszy szlak wiedzie dość łatwą kondycyjnie, pozbawioną dużych podejść i przewyższeń zachodnią częścią Ziemi Kłodzkiej. Tego dnia mam dotrzeć do Dusznik Zdroju. Z początku szlak niepozorny, wiedzie przez las, widoków brak, pamiętając widoki z wczoraj zaczynam nawet się rozczarowywać. Wystarcza jednak 30min i wschodzące słońce zaczyna tworzyć ferię świateł i cieni przez unoszące się jeszcze w powietrzu z rana mgły. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że nawet najzwyklejsza ścieżka może dzięki odpowiednim warunkom zmienić się nie do poznania i jakiekolwiek uczucia rozczarowania widokami zawsze powinno się chować głęboko w kieszeni, najlepiej dziurawej i najlepiej od razu. 

Muchomory czerwone mają w sobie dużo urody.

Czasem szlak tej urody nie ma.

Ale zawsze po czasie wychodzi słońce...

...i tworzy wraz z mgłą takie obrazki.

Trasa chwilami wiedzie wzdłuż terenów wiejskich.

Dziś dość mało wzniesień i zejść, toteż szlak jest stosunkowo płaski, aczkolwiek cały czas może się podobać...

...szczególnie, kiedy wyjdzie na otwartą przestrzeń.

Dywan mchów.

 
    Dzień na trasie mija szybko i jeszcze przed południem docieram do położonego nad Dusznikami, schroniska Muflon. Wtedy też usiadłszy na ławce z widokiem na powoli otwierające się przede mną Góry Stołowe, zdaję sobie sprawę, iż zjadłem wszystko, co miałem w plecaku do zjedzenia i dalej jestem głodny. Uzupełniam więc deficyt kaloryczny ciepłym ciastem i kawą, robię 30 minut przerwy po czym schodzę do miasta. Na miejscu czeka mnie nocleg w hotelu, jednak wielkość pokoju nie grzeszy, a sam pokój przypomina bardziej schowek na miotły. Dobrze, że jest łazienka. Jest też TV, ale jedyne, co na nim można obejrzeć, to kanały telewizji ‘publicznej’, więc równie dobrze mogłoby go tam nie być. 

Ostatnie kilometry przed Dusznikami. Autostrada.

W oddali pojawiają się już Góry Stołowe. Będę tam już za dzień/dwa. Widok spod Schroniska Muflon.

A to już same schronisko.

Duszniki widziane ze szlaku. Za kilka minut będę na miejscu w hotelu.

    Szybki prysznic, pranie, zbieram się na wycieczkę do miasta. Mam kilka potencjalnie dobrych miejsc na zjedzenie obiadu, po którym planuję też zrobić zakupy w otwartym dziś pobliskim też sklepie. Zachęcony letnią i ciepłą aurą, na krótki spacer przez park do restauracji i sklepu postanawiam ubrać lekkie klapki. Taki minimalistyczny rodzaj obuwia zwykle służy mi do poruszania się po hotelu, schronisku lub w najbliższej okolicy miejsca, w którym śpię, a na takie wyprawy do miasta ich do tej pory nie zabierałem. Do restauracji dochodzę w kilka minut, jednak sklep okazuje się być akurat dziś zamknięty. Pozostaje mi więc spacer przez pół miasta w poszukiwaniu otwartej w Niedzielę ‘Żabki’. Chodniki, którymi przyszło mi chodzić po mieście, pokryte są nieskończoną ilością małego żwirku, które co chwila trafia do klapek, lądując albo między palcami albo pod stopą. Masażu stóp już dziś nie będę potrzebować. Na szczęście oprócz kamieni w klapkach znajduję też po kilkunastu minutach i otwarty sklep. I choć można podciągnąć taki spacer w kamykach pod masaż stóp, który mógł nieść jakieś korzyści zdrowotne, to decyduję się nie chodzić w nich dalej, niż do wyjścia z pokoju, czy miejsca w którym śpię.

@#$%&

Klapki i żwirek. To nie jest dobre połączenie.

    Duszniki to miejscowość uzdrowiskowa, jest usiana terenami parkowymi, uroczymi alejkami, przyciąga kuracjuszy leczących problemy zdrowotne z racji działających tutaj sanatoriów. Na każdym, w swoim spacerze powrotnym do hotelu kroku mijam starszyznę leczącą pewnie swoje problemy obolałego kręgosłupa czy kolan.  Jest mi nawet teraz trochę raźniej, czuje się jakby wśród swoich, z racji ostatnio dającego się we znaki kręgosłupa. Może sam zatrzymam się tu na chwilę, odpocznę, doprowadzę plecy do porządku… 

     Wieczorem, po niedzielnej mszy, z której niestety nic ‘nie wynoszę’, bo prowadzący ksiądz miał taką chrypę, że niestety nie zrozumiałem ani słowa, wciągam kolację, pakuję część rzeczy i kładę się spać. W taki sposób kończy się pierwszy tydzień na szlaku. Mija szybko, aczkolwiek ilość rzeczy, która się po drodze do tej pory działa i ilość miejsc, w którym bywałem wydają się rozciągać ten tydzień przynajmniej na miesiąc. 

Statystyki
Dystans całkowity: 26.1 km
Czas całkowity: 6:41
Wznios: 320m
Kroki: 40390