Dzień 19 – Góry są dla Wszystkich

    Jest 1 września, prawie 3 tygodnie temu wyszedłem na szlak.. Próbując przypomnieć sobie pierwsze dni, zaczynam odczuwać upływ czasu, mam tez nieodparte wrażenie, że to nawet nie są 3 tygodnie, a 3 miesiące. Każdy dzień w innym miejscu, codziennie nowe widoki, nowe łóżka, łazienki, więc umysł i czas zdają się rozciągać, układając wszystkie te zdarzenia w bardziej rozsądny na linii czasu sposób. 

    Tego dnia czeka mnie spotkanie z najwyższymi przedstawicielami Sudetów po Polskiej stronie – Karkonoszami, wraz z ich najwyższym szczytem – Śnieżką, która też jest najwyższym punktem na trasie. W związku ze znacznym podejściem pod górę, nie planuję tego dnia pokonywać dużych odległości, tym bardziej że dziś rano nogi jednak ‘zaznaczyły’ swoja obecność i ich stan fizyczny.  

    Szlak z początku wiedzie nisko położnymi terenami kotliny Jeleniogórskiej, po względnie płaskim terenie, idąc od jednej miejscowości do drugiej, jednak już po 2godzinach od wyjścia z domu zaczyna piąć się dość ostro w górę i takie podejścia zostaną ze mną już do samego końca. Zdecydowanie jednak pasuje mi pozostawienie spłaszczonych i asfaltowych po części terenów na rzecz lasów i wzniesień.  

Na szlak wchodzę chwilę przed 6tą.

3 tygodnie temu o tej godzinie słońce już dawno wyglądało zza gór. W oddali Sokoliki, na których byłem wczoraj.

Szlak wiedzie spokojnie, zupełnie jak na nizinach.

Widok na zbiornik Sosnówka. Zaraz będę w miejscowości noszącej tą samą nazwę.

Wiata w Sosnówce. To będzie dobry dzień.

    
Do Karkonoszy byłem do tej pory trochę uprzedzony, uważając je za trochę nudne, przewidywalne, często przepełnione turystami i zbyt łagodne, tak jakbym oczekiwał alpejskiego, czy przynajmniej tatrzańskiego charakteru od każdego napotkanego wzniesienia. Turystów rzeczywiście spotykam w ilościach, których przez ostatnie 3 tygodnie nie widziałem, bo nie dość, że jest piątek, to do tego ostatni weekend wakacji. Na szczęście przestrzeni dla wszystkich jest dość, choć momentami trzeba cierpliwie wyczekiwać na odpowiedni moment ‘wyprzedzania’ na węższych odcinkach. Jednakże zdecydowanie nie spotykam wspomnianej wcześniej przeciętności w krajobrazach i w samym szlaku i dotarłszy do Schroniska Samotnia, a potem do Strzechy Akademickiej (kolejne schronisko) jest mi nawet trochę głupio, że w ogóle takie ‘oskarżenia’ mogły paść w kierunku Karkonoszy. Pogoda naprawdę dopisuje, a widoki po raz kolejny przypominają po co w ogóle człowiek chodzi w góry.  

Kaplica pw. Św Anny. Płaskie tereny mam już dawno za sobą.

Mijam Mały Staw przy Schronisku Samotnia.

Niedługo potem docieram do Strzechy Akademickiej, w którym robię przystanek i zjadam ryż z jabłkami.

Z lekka ociężale po niemałej porcji ryżu, ale w końcu opuszczam Odrodzenie, kierując się już do Śląskiego Domu.

    ¾ trasy zaplanowanej na ten dzień pokonuję w naprawdę dobrym tempie i jeszcze przed czasem docieram do położonego pod samą Śnieżką, Domu Śląskiego, jest to też mój nocleg na dziś. Nie tracąc czasu na pozostawienie plecaka w pokoju schroniskowym, od razu idę na szczyt, bo ostatnia godzina przyniosła dość znaczną zmianę w pogodzie. Słońce zdaje się tracić swoją moc w przebijaniu się przez chmury, które w pewnym momencie podchodzą na tyle wysoko, że zaczynają zakrywać część gór w okolicy. Czy w takim razie zdążę wejść na górę i jeszcze móc zobaczyć coś więcej, niż ‘mleko’? Na Śnieżkę wręcz wbiegam, licząc wciąż na widoki, jednak mimo bardzo dobrego tempa, dosłownie na kilka chwil przed moim wejściem na szczyt, okolice w całości spowijają chmury. Nie spędzam więc tam dużo czasu,  na osłodę zjadam kawałek czekolady i schodzę na dół do schroniska, w którym zastaję ‘człowieka na człowieku’. Takich tłumów nie widziałem od dawna. Mija pół godziny, zanim udaje mi się dostać do kasy, przy której dostaję klucz do pokoju na piętrze. Wchodzę na górę, biorę kąpiel, po czym schodzę raz jeszcze na parter, w którym jest restauracja i czekam kolejne 20 minut tym razem na możliwość zamówienia posiłku.  Góry są dla wszystkich i dziś chyba wszyscy postanowili wejść na Śnieżkę i zjeść tam obiad.

Przez Dom Śląski przechodzą tłumy. Widząc i to i nadciągające chmury kieruję się od razu na Snieżkę.

A to już widok ze Śnieżki.

Tak naprawdę, to widać niewiele więcej.

Dopiero przy zejściu nie pędząc na złamanie karku, zatrzymuję się, aby podziwiać to, co w dole.

Po lewej stronie widoczny Śląski Dom. Dziś tam śpię.

   
Natomiast pod wieczór przepełnione schronisko magicznie zamienia się w ciche i momentami wręcz opustoszałe. Zamawiam zupę na kolacje, przy czym chwilę mi zajmuje wybór najciekawszego miejsca – czy może z widokiem na Karpacz, czy jednak na czeską stronę, a może gdzieś dalej schowane w kącie – do wyboru do koloru, a wcześniej było trudno o pojedyncze miejsce siedzące. Najedzony żurkiem raz jeszcze wychodzę rzucić okiem na okolicę, robię kilka zdjęć i wracam już do pokoju. Chmur mniej, a z okna ukazuje się widok na nocy i powoli zasypiający już Karpacz. Do snu kładę się więc i ja. 

Późne popołudnie, choć zmiany pogody nie przynosi, to przynosi bardziej klimatyczną atmosferę przez mniejszą ilość światła i chmury, które krążą wokół otaczających gór i dolin.

Turystów wokół prawie brak.

Szlak na Śnieżkę też opustoszały.

Widok na nocny Karpacz, a oddali Jelenią Górę z okna schroniska. Dobrej nocy.

Statystyki

Dystans całkowity: 27.2 km
Czas całkowity: 7:06
Wznios: 1658m
Kroki: 35170