Tego dnia mam według planu minąć półmetek
trasy całego GSS 2.0. Dzień na szlaku zaczynam kilka kilometrów od wsi
Suszyna, zaraz przy drodze krajowej między Wambierzycami, a Polanicą Zdrój.
Zacieram trochę ręce z rana, bo w Suszynie stoi wieża widokowa, a według
wyliczeń powinienem tam być zaraz przed wschodem słońca. Niestety już po
pierwszych kilkuset metrach zapominam o radości, która się w głowie rysuje
na myśl o kolejny widokach, kiedy ścieżka zmienia się z wygodnej, szerokiej
i wyłożonej żwirem w trawiastą, pokrytą nieskończoną ilością rosy. Tym
samym, po kilku minutach dreptania, mam w bucie chyba więcej wody, niż
we wszystkich pojemnikach na wodę w plecaku. Do wieży widokowej w
Suszynie dochodzę w chlupiących butach, podchodzę do wejścia, na którym
wisząca karta informuje mnie, iż wieża jest otwarta od godziny 8mej – jest
chwilę po 6tej rano, więc muszę obejść się smakiem. Kilkanaście minut później wychodzę na małe
wzniesienie, z którego widzę wschodzące słońce wraz z całym pasmem Gór
Sowich i Bystryckich wynoszących się ponad spowitą gęstą mgłą doliną. O
zamkniętej wieży widokowej zapominam, widok 10/10.
|
Na szlak wychodzę na godzinę przed wschodem. Trochę ciemno.
|
|
Z czasem docieram do pierwszych wsi i mijam różnie urządzone
przy drodze działki. Tutaj mamy szejka paliwowego.
|
|
A tutaj fana czerwonych kwiatów.
|
|
Mijam też typowe rolnicze krajobrazy...
|
|
...a czasem małe kapliczki.
|
|
O zamkniętej wieży w Suszynie zapominam, jak tylko słońce
wychodzi zza horyzontu.
|
|
| 10/10☀️ |
Na ten dzień też zaplanowany jest
najdłuższy odcinek z dotychczasowych. I najdłuższy jednocześnie odcinek na
otwartej przestrzeni przechodząc przez tzw. obniżenie Ścinawki osiągając
jednocześnie najniższy punkt na trasie całego GSS2.0. I choć mam też obawy, co
do trasy, o jej ‘betonozę’ albo bardziej ‘asfaltozę’, to moje wątpliwości
szybko zostają rozwiane, a trasa okazuje się być zaskakująco malownicza mimo
jej podłoża i to tylko w małej części. Po drodze mijam dotychczasową
największą miejscowość na trasie – Słupiec, będącej częścią Nowej Rudy. To też
spotkanie z cywilizacją, z gwarem, z ruchem ulicznym czy światłami, na których
muszę się zatrzymywać – do tej pory o zatrzymywaniu decydowałem ja sam. Tam
też dokładam najwięcej kilometrów szukając dobrego sklepu i jedzenia. Zachodzę
do Intermarche, w którym od razu tracę orientację szukając czegokolwiek na
kolację i śniadanie. Lepszym wyborem byłaby żabka, która nie dość, że bliżej
szlaku, to jeszcze nie spędziłbym w niej tyle czasu. Ale udaje się w znaleźć
małą restaurację, jem tam obiad i idę dalej.
|
Szlak poprowadzony asfaltem nie zawsze oznacza nudę.
|
|
Krajobrazy wokół dość często się zmieniają..
|
|
Ścinawka - rzeka przecinająca szlak oznacza najniższy punkt na
trasie całego GSS 2.0
|
Półmetek trasy pokonuję w okolicy miejscowości Słupiec. Nie
poświęcam mu specjalnie dużo uwagi, poza cyferkami
wyrysowanymi na trasie. Szybko idę dalej, dziś mam jeszcze
sporo kilometrów do pokonania.
|
|
|
Szlak na niedługo przed dotarciem do Nowej Rudy wchodzi już
wyżej...
|
|
...aby zaraz potem zejść do doliny.
|
Wychodząc z miasta mijam na szlaku starszego pana, z którym zamieniam słowo.
Długa siwa broda, ciuchy pamiętające lata 80te i kilka innych cech sugerują,
że ma na oko 70-80 lat. Okazuje się, że idzie oficjalną trasą GSS, tylko w
drugą stronę. Spotkany nieznajomy mówi, że idzie powoli, że idzie dla
przyjemności i nie wie, jak dziś daleko zajdzie, sprawia wrażenie w ogóle nie
walczącego z czasem. Nie ma ze sobą ani zegarka z nawigacją, ani super lekkich
sprawdzanych tygodniami butów, ani nie ważył pewnie żadnej z rzeczy, która
trafiła do plecaka, którego rozmiar przyprawia mnie o zawrót głowy - boję się
zapytać, ile waży. I idzie mimo żaru, który już o tej godzinie lał się z
nieba. Podziwiam, choć nie zazdroszczę. Życzę jemu serdecznie powodzenia,
dostaję w zamian słowa uznania, że chce mi się robić to, co jemu.
|
Dużo czasu nie trzeba, aby po wyjściu z miasta zapomnieć o
zgiełku i harmiderze.
|
|
Aby zwierzęta nie poczuły się przez mój aparat ignorowane.
Zwierzę nr 1
|
|
Zwierzę nr 2
|
Jeszcze kilka kilometrów przed końcem tego
dnia mijam ojca z synem, którzy wybrali się na dłuższą, kilkudniową trasę w
góry z namiotem. Nie mogę obok nich przejść obojętnie, kiedy widzę, że
plecak może 10-12 letniego dziecka niespecjalnie odstaje wielkością od
mojego. Kilka dni, które ojciec z synem spędzają na szlaku śpiąc w namiotach
dla małego turysty musi być szkołą życia.
Na mecie tego dnia spotykam Michała, który
też się podjął tego samego wyzwania zaczynając trasę kilka dni po mnie. Jego
oddech czułem na plecach już od kilku dni, dziś udaje mu się mnie dogonić.
Sam fakt poznania po raz pierwszy człowieka, który idzie dokładnie tym samym
szlakiem, to wydarzenie bez precedensu i jest warte każdego miejsca w
pamięci. Chwila wymiany doświadczeń, spostrzeżeń, uścisk dłoni i
‘powodzenia’. Od tego momentu co jakiś czas dostawać będę od Michała raporty
ze szlaku, za co do tej pory jestem wdzięczny. Dawało to poczucia bycia na
szlaku w małej grupie, bardzo zresztą pomocne.
|
Na dalszym planie Twierdza Srebrna Góra. To ostatnie 2-3kilometry
przed metą dzisiejszego odcinka.
|
Wieczorem na obiadokolację udaję się do najbliższej restauracji, zjadam
gargantuiczną wręcz porcję obiadową, popijam schłodzonym lokalnym
‘zeroprocentowym’ i z poczuciem przepełniania w żołądku, w żółwim tempie
wracam na nocleg. Ale mam prawo, bo tego dnia zrobiłem najwięcej
kilometrów.
|
Ostatni posiłek tego dnia jem o 16:27...Po takiej porcji
kolacji nie będzie.
|
Statystyki
Dystans całkowity: 35.8 km
Czas całkowity:
8:44
Wznios: 885
Kroki: 45398